Niedawno korespondując z pewną Basią nt tego jak ma wyglądać jej blog pisałyśmy przy okazji o innych rzeczach….o karmieniu piersią, o tym, że powrót do pracy po kilku latach jest stresujący. Napisałam jej, że na pierwszym urlopie macierzyńskim marzyło mi się, aby znaleźć pomysł na siebie i móc realizować się poza etatem. Wtedy się to nie udało, a teraz pomysł jest i zobaczymy co z tego będzie. Odpisała:
Podziwiam ludzi, którzy wiedzą czego chcą i dążą do osiągnięcia tego. Swoją drogą to bardzo budujące wiedzieć, że Ty również nie miałaś kiedyś pomysłu na siebie, a teraz się rozwijasz.
Lubiłam rysować, tworzyć coś. Pochłaniało mnie to godzinami. Później przyszło liceum o profilu informatycznym i zadnie stworzenia prostej strony w HTML. Tak mi się to spodobało, że mimo braku Internetu w domu kupiłam za oszczędności podręcznik do HTML. Siedziałam przed komputerem po szkole i realizowałam wskazówki z kolejnych stron. To było moje nowe hobby przez jakiś czas. Pod koniec liceum przyszedł czas na fascynację fotografią. W jedne ze świąt Bożego Narodzenia spełniło się moje marzenie – pod choinką znalazłam lustrzankę analogową. To nie był wówczas oldschool. Fotografia cyfrowa raczkowała i aparaty cyfrowe, jak dla mnie miały astronomiczne ceny. Znowu kupiłam książkę i się uczyłam. No wiece wciąż nie miałam Internetu.
Skończyło się liceum, skończyło się realizowanie pasji. Musiałam podjąć pracę, aby opłacić studia, a nie długo później, również po to, aby się z tego też utrzymać. Lustrzankę musiałam sprzedać. Rzeczywistość. Nastał okres wielu lat podczas, których skupiałam się głównie na przetrwaniu.
Pomimo braku porządnego aparatu, bez większego celu w zasadzie zaczęłam „bawić się” w Photoshopie. Wykonywałam tutoriale znalezione w sieci, próbowałam coś tworzyć, zabijałam wolny czas.
Rok 2012 był tym w którym urodził się G. Pierworodny, wyczekiwany. To przypomniało mi o fotografii. Namówiłam M. na zakup lustrzanki i tak powróciłam do fotografii.

W czerwcu 2014 roku przeprosiłam się z blogiem. Mimo, że bloga prowadzę od stycznia 2011 to pisałam jak mi się zachciało – niejednokrotnie z kilkumiesięcznymi przerwami. Zaczęłam od metamorfozy. Zmieniałam wygląd bloga kilka razy w ciągu jednego miesiąca, aż znalazłam taki, który jest do dziś. Dodałam swoje zdjęcie, przestałam być anonimowa. W końcu czułam, że mogę to zrobić – przestałam się wstydzić tego miejsca. To był przełomowy moment, ponieważ sprawił, że chciało mi się blogować częściej. Polubiłam to miejsce. Nie, ja je pokochałam!

Nie piszę tego wszystkiego, aby się Wam zwierzyć i wygadać. Chcę Wam pokazać, że czasami mamy potencjał, którego sobie nie uświadamiamy. Nie chcesz czekać, aż pomysł na siebie sam Cię znajdzie? Przeanalizuj swoją przeszłość. Czy jest w niej coś co robiłaś mimo, że nic z tego nie miałaś oprócz frajdy? Coś czemu poświęcałaś się mimo, iż długo nie przynosiło oczekiwanych rezultatów, a Ty szukałaś rozwiązań, gdy pojawiały się trudności? Pomyśl intensywnie i nie odrzucaj niczego tylko dlatego, że wydaje Ci się błahe. To co dla Ciebie jest proste dla innego może być niewykonalne! U mnie było to głównie zamiłowanie do HTML, prac plastycznych i fotografii – okazało się, że to wszystko można zgrabnie połączyć. I nie myśl, że wracając do tego po tylu latach byłam w tym wszystkim biegła. Nadal nie jestem i świadomość tego każe mi cały czas się uczyć. Jednak uczenie się tego co się lubi to przyjemność. Nic nie spada z nieba, trzeba na to zapracować. Ważne, aby pracować nad właściwymi rzeczami!

***
Posty publikuję w poniedziałki, środy i piątki, ale możemy „spotykać się” częściej np. na Facebook’u, Instagramie lub Twitterze.